środa, 10 lipca 2013

DRRR!! "Samotny wśród ludzi" Runda druga

Runda druga: „przestań mówić takie rzeczy. Przerażasz mnie”


Tokio. Jedno z najbardziej rozpoznawalnych i popularnych miast świata. Liczba mieszkańców była kilka razy większa niż w innych miastach Azji, czy Europy i nie było w tym nic dziwnego. Tutaj życie toczyło się dwadzieścia cztery godziny na dobę. Po zachodzie słońca wszystkie reklamy, napisy, ożywały świecąc jaskrawymi neonami na odległości kilkunastu metrów. Razem tworzyły mozaikę kolorów kontrastujących ze sobą w taki sposób, że przechodząc obok nich, czasem należało zmrużyć oczy, by nie zostać oślepionym. Od samego patrzenia na miejski krajobraz miejski, znajdując się w samym jego centrum, można było dostać oczopląsu. Przy akompaniamencie ciągłego hałasu przejeżdżających aut, żaden turysta, nie przyzwyczajony do takich warunków, nie wytrzymałby zbyt długo. Mieszkańcy Tokio, żyjący tu od kilku lat, już zdążyli się do wszystkiego przyzwyczaić. Do rozlegających się, kilka razy w ciągu nocy, odgłosów karetek, policji, do jasności za oknem nawet o trzeciej w nocy. W całym tym hałasie, pośpiechu oraz odgłosów dobrej zabawy, niekiedy suto zakrapianej alkoholem, znalazła się ona. Młoda dziewczyna, a raczej już kobieta, wyraźnie na kogoś czekająca. Jej długie, brązowe włosy sięgały jej niemal do zakończenia pleców, a krótsze kosmyki okalały pociągłą twarz, przyozdobioną wyrazistymi, brązowymi oczami. Niewzruszona mijającymi ją przechodniami, spojrzeniami jakimi została zaszczycona, wyczekiwała na pojawienie się osoby, z którą na dziś ustaliła spotkanie.
Tak, była pierwsza w nocy. Tak, miała dopiero 18 lat i tak, pracowała. Nie, nie jako panienka do towarzystwa dla starszych, obrzydliwych mężczyzn, którzy myśleli, że jak mają kasę, to mogą mieć każdą kobietę jaką zechcą. Ona nie zniżyłaby się nigdy do tego poziomu. Szanowała swoje ciało takim, jakim było. A miała czym się pochwalić. Zgrabna sylwetka, wyraźnie zarysowana talia i średnich rozmiarów piersi. Świadomość, że jest obiektem zainteresowania kilku gapiów, bardziej lub mniej przytomnych, biedniejszych czy bogatszych, nie opuszczała jej ani przez chwilę. Ignorowała to. Zlecenie, które otrzymała od szefa liczyło się bardziej.
Zobaczywszy czarnego SUV-a marki Toyota, skręcającego w boczną uliczkę, o wiele spokojniejszą niż ta, w której obecnie się znajdowała, ruszyła w tamtym kierunku, nasuwając na nos ciemne okulary. Obcasy jej szpilek wydawały charakterystyczny stukot gdy szła, powodując w pewnym sensie satysfakcję. Chyba każda kobieta wraz z założeniem takich butów, czuła się wyjątkowo i kobieco. Nie ważne, czy miała osiem, czy dwadzieścia osiem lat. W każdym przypadku działało tak samo. Nie zwracając już niczyjej uwagi na swoją osobę, odzianą w czarną, dopasowaną spódniczkę zakrywającą większą część jej ud, oraz szary, kaszmirowy sweterek, dyskretnie skręciła w ciemną uliczkę. Różnica pomiędzy tym, co działo się tam, a tu, była diametralna. Przez grube ściany budynków otaczające obie strony drogi, do wewnątrz hałas dochodził w znacznym stopniu stłumiony. By porozmawiać, nikt nie musiał przekrzykiwać siebie nawzajem. Wcześniej zauważone przez nią auto stało zaparkowane na wąskim chodniku i części jezdni. Nikt tędy nie przejeżdżał, ani nie wjeżdżał, gdyż był to ślepy zaułek. Po dziesięciu metrach jazdy kończyła się droga, zagrodzona wysokim, ceglastym murem, oddzielającym miejski zgiełk od budynków mieszkalnych. Wstęp miały tu tylko samochody uprzywilejowane, takie jak na przykład karetki, policja(nie jeden już raz znaleziono ofiary ciężkich pobić, czy strzelanin, właśnie w owej uliczce), czy śmieciarki, o czym świadczył ogromny, zgniło zielony kontener na śnieci pod murem.
Tylnie drzwi pojazdu otworzyły się. Nim ciemnowłosa zdążyła podejść bliżej, z samochodu wyszedł już mężczyzna w białym, eleganckim garniturze, założonym nieco niedbale. Słabe światło latarni, jako jedyne przepędzające mrok owego miejsca, padało teraz na jego twarz, pokrytą pierwszymi zmarszczkami mimicznymi. Pomiędzy suchymi wargami, wykrzywionymi w zadowolonym uśmiechu, powoli dopalał się papieros. Mężczyzna wziął resztkę używki w dwa palce, po czym rzucił go na ziemię, przydeptując czarnym butem.
-Mam to, o co mnie prosił – zaczął, bez zbędnych powitań. Wysoka kultura Japończyków nakazywała odnosić się z wielkim szacunkiem do osób starszych, ale też i młodszych, a zwłaszcza do nieznajomych, lecz takie zasady nie dotyczyły członków grup, które przepisy prawa łamały na każdym, możliwym kroku. Mafia, gangi, szajki złodziejów. Inny, odrębny świat, nie egzekwujący tego, co poza jego granicami.
-Mam nadzieję. Nie uśmiecha mi się przychodzenie tutaj na darmo –odparła, a wyraz jej twarzy zmienił się na bardziej obojętny i nieco podirytowany. Nie lubiła przeciągać niepotrzebnie spotkań z ludźmi, jakimi reprezentował ten oto przybysz. Choć sama nie była lepsza i powoli wciągała się w ten świat, za sprawą swojego szefa. Gdyby jej rodziców obchodziło to, co się z nią dzieje, mieszkałaby razem z nimi i spałaby teraz grzecznie w łóżku.
-Ależ wiem o tym. Co u niego? –spytał, robiąc to oczywiście celowo. Sięgnął do wnętrza samochodu po srebrną, masywną teczkę, przyglądając jej się z zastanowieniem.
-Jeśli chcesz wiedzieć, to sam z nim porozmawiaj. Nie obchodzi mnie to, co robi, prócz tego, gdy ma mi wypłacić pensje. Nie jestem jego przyjaciółką
-Tak, wiem, powtarzasz to za każdym razem – podszedł do niej, nie napominając już na temat jej szefa. Miała racje, gdyby chciał się czegoś dowiedzieć, to mógł się z nim spotkać. Gdyby tylko obchodził go los tego człowieka, którego twarzy ani głosu nawet nie znał.
Powierzył dość ciężkawą teczkę szatynce, oceniając początkowo, czy da sobie radę z dostarczeniem jej na miejsce. Po kilku sekundach oględzin, okazało się, że dziewczyna nie ma najmniejszych problemów z trzymaniem przesyłki.
-Niech pisze, gdyby okazało się, że coś jest nie tak. Osobiście dopilnowałem, by ten egzemplarz zrobiono z precyzyjną dokładnością, ale nigdy nic nie wiadomo
-Przekażę mu. Dobranoc – odwróciła się i, trzymając w jednej ręce metaliczna teczkę, wyjęła z kieszeni spódnicy swoją komórkę.
-Ty też nie wiesz, kim on jest, mam rację? –usłyszała za sobą jego pytanie, na które znał odpowiedź. Wszystko co jej szef robił, było ściśle tajne. Nawet jego głos, gdy do niego dzwoniła, lub na odwrót, został sztucznie zmieniony przez komputer. Brzmiał jak facet w średnim wieku, choć wątpiła, by miał więcej lat niż dwadzieścia sześć.
-Tak –ucięła krótko, rzucając jeszcze przez ramie ponowne „Dobranoc”. Idąc z powrotem, wybrała uliczki tak samo spokojne i mniej ruchliwe, lub na których ruch był zerowy, wybrała numer swojego pracodawcy. Ten typ już tak miał, że musiał wiedzieć o wszystkim jako pierwszy. Wszystkie szczegóły i nowości.
Pierwszy sygnał i nic. Zwykle odbierał po kilku sekundach od wykonania połączenia, gdyż  komórkę zawsze miał przy sobie.
Sygnał drugi, trzeci i czwarty, nadal nic. Nie martwiła się o niego, pod żadnym względem, ale to było dziwne. On odbierał nawet o trzeciej w nocy. Sprawy związane z pracą i jego interesami były ważniejsze niż wyspanie się.
Cholerny dupek, pomyślała i gdy włączyła się poczta głosowa zaprzestała prób skontaktowania się z szefem. Jeśli nie chciał swojego towaru teraz, to będzie musiał poczekać do jutra. Nie miała zamiaru koczować przed drzwiami jego mieszkania, tylko po to, by dowiedzieć się rano, że go nie ma, lub, że tak mocno spał i dźwięk komórki czy dzwonka do drzwi, go nie obudził. Druga opcja w ogóle nie wchodziła w grę. Jego sen był bardzo lekki i płytki. Budził go nawet najmniejszy szmer. Tak czy inaczej, udała się w kierunku swojego mieszkania. Jeśli będzie mu zależało, to sam oddzwoni. Jeśli nie, to rano podrzuci mu to pod drzwi i nie będzie jej obchodzić czy ktoś to ukradnie, czy cudem zostawi w spokoju. Swoją drogą, ciekawiło ją, co mogło kryć się teczce. Potrafiła jednak trzymać ciekawość na wodzy i tak samo było w tym przypadku. Dostarczenie i odebranie pieniędzy. To powinno ją interesować. Nic więcej.
***
-Samotność. Czy jest coś gorszego od doświadczenia tego stanu? Ciężko powiedzieć, gdyż człowiek samotny na dziewięćdziesiąt dziewięć procent odpowie, że nic gorszego go w życiu nie spotkało, a zaś ktoś, kto znalazł sobie bratnią duszę, stwierdzi coś zupełnie innego. Utrata życia, to dopiero prawdziwa tragedia. Lecz czy w życiu ludzie myślą o tym co kilka minut? Oczywiście, że nie. Śmierć jest dla nich nie realna. Coś, w co ciężko uwierzyć. A gdy już znajdą się w patowej sytuacji, w której wiedzą, że ich ziemska egzystencja dobiega końca, wpadają w strach. Ludzie są naprawdę interesujący, czyż nie? – puste pytanie rozległo się po mieszkaniu, a zadający je, nawet nie oczekiwał odpowiedzi. Stał przed ogromnym oknem, podziwiając rozlegający się za nim widok. Z ostatniego piętra budynku, w którym to postanowił kupić mieszkanie, mógł z wielką satysfakcją patrzeć, jak to miasto, ci ludzie, z dnia na dzień zmieniają się, pod wpływem otoczenia. Gdzieś tam budowano nowy drapacz chmur. W innej części Tokio powołano rzesze wykwalifikowanych ludzi, do budowy nowej linii metra. Matki odprowadzające swe pociechy do przedszkoli, biznesmeni pędzący jak na złamanie karku do pracy… tak działo się za dnia. Nocą wszystko ulegało zmianie. Nie było nigdzie tej radości, beztroski i niewinności. Rutyna odchodziła w zapomnienie. Na ulice wychodzili przedstawiciele subkultur, pojawiały się gangi, a czasem nawet i seryjni mordercy, z zamiarem wykonania wyroku na byłym przyjacielu, który nie wywiązał się z dawno zawartej, niegdyś bezsensownej umowy. Ludzka mentalność nie znała granic.
-Izaya, przestań mówić takie rzeczy. Przerażasz mnie –powiedział drugi, siedząc na kanapie, wyścielanej czarną skórą. Poprawił swoje okrągłe okulary i upił łyk herbaty. Shinra nie miał bladego pojęcia, po co przyjaciel, o ile mógł go tak nazwać, poprosił go o przyjście do niego o tak barbarzyńskiej porze, jak pierwsza w nocy. Po dokładnym przyjrzeniu się Izayi, stwierdził, iż nic poważnego mu nie jest. Nie miał żadnych ran, prócz fioletowego limo pod okiem. Choć to, zaliczało się bardziej do obrażeń.
-Jesteś strasznym tchórzem, Shinra –odwrócił się do niego twarzą, wsuwając dłonie do czarnej, rozsuwanej bluzy z kapturem. Na jego ustach błądził pewny siebie uśmieszek, nie zwiastujący niczego dobrego.
-Może i tak. Lepiej powiedz, po co mnie tu ściągnąłeś. Wiem, że ciebie ciężko zrozumieć… ale spotkania tak późno w nocy, są dziwne. Nawet jak na ciebie
Czerwonooki zaśmiał się krótko, cicho, zbliżając się do znajomego. Shinra widząc sposób w jaki na niego patrzył, domyślił się, co tak bardzo zajmowało myśli Izayi. Był tajemniczy, miał umysł godny prawdziwego czarnego charakteru. Jednak neutralność, to była grupa ludzi, do których należał. Obserwował, szacował w umyśle szanse na powodzenie swoich kolejnych ruchów, patrzył z chorą satysfakcją jak to, co zaplanował, układa się po jego myśli.
-Daruj sobie kazania Shinra. Nie jesteś moim psychologiem. Chciałbym dowiedzieć się czegoś więcej o Celty. Ta twoja dziewczyna nie jest kimś zwykłym, prawda? –usiadł naprzeciw przyszłego lekarza, krzyżując ręce na torsie.
-Nie ale… nie mogę ci o niej nic powiedzieć. Obiecałem, że nikt nie dowie się o tym, kim naprawdę jest. Już i tak za wiele o niej wiesz –odpowiedział po chwili wahania, gdy jego serce przestało tak mocno walić o jego żebra. Zacisnął palce na czarnym kubku, nie spuszczając spojrzenia. Utrzymywanie kontaktu wzrokowego z Izayą, to był wyczyn godny złotego medalu. Czerwone oczy były ewenementem wśród tak pospolitych ludzi, jakim był Shinra. Właściwie, cieszył się z tego, że taki jest. Zwykły, szary człowiek, wiodący spokojny życie… mający kilka osobistych sekretów.
-Shinra, Shinra… -westchnął brunet, kręcąc głową. Przymknął oczy, biorąc głęboki wdech i znów zaszczycił gościa nienawistnym spojrzeniem swoich szkarłatnych tęczówek. –Jesteśmy przyjaciółmi, prawda? Wiesz, że cudzych tajemnic strzegę bardziej, niż własnych
-Nie mogę –powtórzył, odkładając kubek na szklany stolik. Czując na sobie ten nieznośny, świdrujący go wzrok. Gdyby Izaya mógł tym wzrokiem zabijać, już dawno bym nie żył, pomyślał, przełykając głośno ślinę.
-Możesz. Co ci zależy? Celty się nie dowie, a ty na tym zarobisz –tym razem głos czerwonookiego nie był już miły, o ile w ogóle można było tak ująć poprzedni ton. Ociekał kpiną, podirytowaniem oraz niecierpliwym wyczekiwaniem odpowiedzi. Na stoliku, ni stad ni zowąd, pojawił się plik banknotów o nominale pięciuset jenów. Przyciągnęły one na moment uwagę okularnika, lecz nie na tyle skutecznie, jak sądził właściciel pieniędzy.
-Mam sprzedać swoją ukochaną za kilka marnych jenów? Wykluczone! –oburzył się. Shinra nie podnosił na nikogo głosu. Był na to zbyt sympatyczną osobą. Lecz dziś nie mógł zareagować inaczej. Izaya dobrze wiedział, o jego kłopotach finansowych i w perfidny sposób chciał to wykorzystać. Gdyby nie to, że ojciec wyjechał, nie zostawiając mu pieniędzy na życie, ani też ich nie przysyłając, Shinra musiał jakoś sam sobie radzić. Ale co można zdziałać mając do dyspozycji miesięczną wypłatę z pracy w barze sushi?
-Tak myślałem, że sześć tysięcy cię nie usatysfakcjonuje. Dam ci dwadzieścia, ale w zamian za to, oczekuje naprawdę rzetelnych informacji. W innym wypadku nie licz na więcej –odparł najzwyczajniej w świecie, jakby ta kwota nie była dla niego niczym szczególnym, a przecież można było z nich opłacić wszystkie rachunki. Nim Shinra zdążył cokolwiek powiedzieć, na stoliku zobaczył drugi i trzeci plik banknotów.
-Swoją drogą, skąd ty masz tyle pieniędzy? Nigdy nie wspominałeś o tym, że masz bogatych rodziców
-To już nie twój interes skąd mam. Bierzesz teraz, czy mam w inny sposób dowiedzieć się czegoś o Celty? –zapytał, nachylając się nad stolikiem. On nie żartował, mówiąc, że znajdzie inny sposób. Po nim można było się wszystkiego spodziewać. Nawet porwania, choć to było zbyt prostolinijne, jak na niego.
-Ja… -zaczął niepewnie, przygryzając w zdenerwowaniu dolą wargę. Sytuacja robiła się bardzo nie komfortowa. Co miał zrobić? Obrazić się na przyjaciela i opuścić jego mieszkanie? Czy może zgodzić się na jego propozycję, powiedzieć to co wie, wziąć pieniądze i dopiero wyjść? Z jednej strony nie musiałby się już martwić o rachunki. Zdecydowanie pragnął teraz podziękować ojcu za zostawienie mu pod opieką tak drogie w utrzymaniu mieszkanie. –Dobra… ale przysięgnij, że nie wykorzystasz tego do swoich pokręconych celów, jasne?
-Bez obaw –ucieszony swoją wygraną, rozsiadł się wygodnie na fotelu. Znów mu się udało. Manipulowanie ludźmi było takie proste… a tymi, których słabe strony znał, jeszcze bardziej.
***
Ciemne i puste dotąd pomieszczenie zostało zalane nagłą falą jasnego światła pochodzącego od zamontowanej na szarym suficie świetlówki. Młody mężczyzna, ubrany w biały kitel, przeszedł przez całą długość nietuzinkowego pokoju, siadając ostatecznie na fotelu, którego obicie doznało poważnego spotkania z ostrymi pazurami kota. Chłopak zdjął swoje okrągłe okulary, odkładając je na drewniany stolik, niedbale pomalowany brązową farbą. Całość wystroju dopełniały obskurne metalowe szafki zapełnione medykamentami różnej maści, na których blatach walały się zakrwawione chusteczki, bandaże, a nawet przyrządy do przeprowadzenia skomplikowanej operacji. Nie miał czasu tu posprzątać. Powinien mniej pracować po nocach. To go wykańczało i nie pozwalało normalnie funkcjonować, choć za dnia sprawiał wrażenie wypoczętego i pełnego energii. Lecz co miał zrobić? Rzucić to wszystko? Nie, nie miał takiej możliwości, choćby sobie żyły wypruwał.
Nielegalny lekarz – ciekawie to brzmiało. Jak ktoś kiedyś mądrze powiedział, wszyscy ludzie mieli swoje tajemnice. Mniejsze lub większe. Inne bardziej, inne mniej, straszne i nie do przełknięcia przez przeciętnego obywatela, żyjącego sobie w szczęśliwej rodzince.
Rozmasował sobie skronie, wzdychając ciężko. Kątem oka spojrzał na wiszący na ogołoconej ścianie zegar. Jego wskazówki jasno wyznaczały godzinę piątą nad ranem. Cudownie. Trochę wolnego by mu nie zaszkodziło. Nie tylko od pracy, ale też i od… szkoły. Tak to było, gdy miało się siedemnaście lat, zdanym na (nie)łaskę losu, pozostawionym samemu sobie. Shinra i tak miał na tyle szczęścia, że trafiła mu się dobra robota. O ile bycie lekarzem podziemia miało w sobie choć krztę dobra. Pomagał mordercą. Złodziejom. Gwałcicielom. Przestępcą różnych maści. Za to mu płacono. Powiedzmy sobie szczerze. Pensja z pół etatu w fast foodzie nie wystarczy na opłacenie rachunków, kupno żywności i przeżycie w centrum Tokio. Nie wspominając o tym, że należało coś odłożyć na przyszłe studia medyczne na które wybierał się po ukończeniu ogólniaka. Miał dość tego wszystkiego. Najchętniej by to rzucił i zaczął życie jako samotny wędrowiec, ale to nie te czasy. Tu, by przeżyć, liczyły się pieniądze. Największa wartość dzisiejszego chorego i chciwego społeczeństwa. Chciałeś dobrą pracę? Wystarczą znajomości. A do znajomości? Kasa i prestiż najczęściej już zamożnych rodziców. Chciałeś seksu? Nic prostszego. Szedłeś do agencji towarzyskiej, wyciągałeś grubą forsę i mogłeś przebierać w dziwkach jak długo chcesz. Miłość straciła swe znaczenie i ludziom zależało tylko na pieniądzach, seksie, alkoholu i dobrej zabawie. Shinra pokręcił w niedowierzaniu głową, myśląc, dokąd zmierza ten świat. Nie jemu było oceniać, ale jak każdy, miał własne zdanie na konkretny temat i chętnie wymieniał się swoimi poglądami z innymi. Krytyka jak najbardziej wchodziła w grę.
„Shinra, ktoś do ciebie” –odezwał się automatyczny głos elektronicznego urządzenia. Shinra Kishitani nie musiał podnosić głowy by wiedzieć, kto kierował do niego te słowa. Jego… powiedzmy, ukochana. Przypomniawszy sobie o niej, zaraz zaczął przeklinać się w myślach. Dziś zrobił coś nie wybaczalnego. Wyjawił jej największą tajemnice swojemu kumplowi. Nie byłoby w tym nic strasznego, gdyby ta tajemnica nie zagrażała bezpieczeństwu kobiety. Przyjaciele zwierzali się sobie ale Izaya był inny. Nigdy nie było wiadomo, czy mówi prawdę czy kłamie. Jak w tym kawale z kłamcą mówiącym prawdę. W końcu kłamał czy mówił prawdę? Nic, bo był głuchoniemy. Sęk w tym, że Izaya miał świetnie rozwinięte umiejętności słuchania, jak i mówienia. Nic nie umykało jego uwadze. Nawet w szkole obserwował wszystko z takim zawzięciem, jakby wypełniał jakąś ważną misje w celu odkupienia świata.
-Kto tym razem? – spytał znudzonym głosem, opierając się wygodniej o miękkie oparcie zielonkawego fotela.
„Nakamura” – szybka odpowiedź i równie szybkie zjawienie się klienta wyrwało Shinrę z chwilowego letargu. Koniec z rozmyślaniem na temat moralności świata. Ostatni „pacjent” i padnie na łóżko nawet się nie przebierając. Prysznic weźmie przed szkołą.
-Witam – zaczął przybysz, a charakterystyczny uśmiech, ukazujący jego żółtawe zęby, pojawił się niemal natychmiast na pociągłej twarzy mężczyzny.
-Dobry wieczór. Czy raczej, dzień dobry –odpowiedział, wskazując pokazowo na wschodzące za oknem słońce. Jedno okno nie sprawiało, że czuł się tu lepiej. Wręcz przeciwnie. Czuł się jak w więzieniu.
-Tak, tak, nie gadaj tyle okularniku –machnął lekceważąco ręka.
-No więc…?
-Co więc? –typ nie dość, że wyglądał jak chuligan wyciągnięty rodem z filmów z Stevenem Seagalem, to jeszcze był tępy jak but.
-Po co pan tu przyszedł? Nie widzę żadnych obrażeń –dla pewności w swoim osądzie założył okulary, uważniej przyglądając się gościowi. Żadnej krwi. Żadnych siniaków poza tymi, które ten już miał na odkrytych, umięśnionych ramionach. Resztę skrywała czarna koszulka polo, opinająca jego wyrzeźbiony tors.
-A, bo to nie o to chodzi. Muszę pilnie spotkać się z twoim szefem –odpowiedział po chwili zastanowienia. Podrapał się po łysinie, zniecierpliwiony.
-Przykro mi, ale na dzień dzisiejszy nie mam z nim kontaktu –wyjaśnił Shinra, wstając ze swojego wygodnego siedziska. Nie tylko nie miał kontaktu z pracodawcą, ale dodatkowo, nie wiedział kim mężczyzna był. Widział go raz. Był to człowiek w wieku około pięćdziesięciu lat, z siwymi włosami na głowie i licznymi zmarszczkami na twarzy. Głęboko osadzone oczy zdradzały nie tylko wieloletnie doświadczenie, ale także i ciężkie lata jego życia.
-To spraw, żeby ten kontakt był. Mam pilną sprawę.
-Wybaczy pan, ale ja naprawdę…
-Nie obchodzą mnie twoje wymówki –przerwał mu groźnym głosem. Shinra nienawidził takich facetów jak ten tutaj. Żądali nie oferując niczego w zamian. W ich słowniku nie występowały takie słowa jak „proszę”, „przepraszam” i „dziękuję”. Zresztą, kogo on chciał oszukiwać. Przestępcy nie używali tak miłych słów.
-Dobrze… postaram się coś zdziałać, ale niczego nie obiecuję –poprawił swoje okulary w geście bezradności.
-Nie. Nie postarasz. Jutro wrócę i ma na mnie czekać numer do niego, a najlepiej on sam. Rozumiesz?
Decydowanie za drugą osobę. Skąd on to znał. Westchnął cierpiętniczo, już wiedząc, że jutro straci swoją głowę. Cóż, przynajmniej będzie wyglądał jak Celty.
-Tak. Rozumiem
-No. Mam nadzieję
I wyszedł. Tyle było go widać. Niektórzy ludzie byli właśnie tacy. Przedstawiali sprawę jasno, po czym ulatniali się. Wolał takich zdecydowanie bardziej niż tych, którzy potrafili siedzieć z nim z godzinę, wyżalać się mu jakby był jakimś psychologiem i jeszcze oczekując dobrych rad. A jak coś nie powiodło się w ich życiu, zrzucali całą winę na niego i cały proces się powtarzał, aż zataczał błędne koło.
„Wszystko w porządku?” –odezwał się ten sam głos. Shinra odpowiedział cichym „tak”, zmierzając ku wyjściu. Przed otwarte drzwi przeszła kobieta, odziana w czarny, obcisły kostium. Ruchy pełne gracji, stukot obcasów gdy szła… wszystko w niej wydawało się normalne, jak u każdej kobiety. Ale nic nie było zwyczajne. Żadna cześć jej ciała.
-Tak, bez obaw Celty. Jestem tylko zmęczony –przetarł oczy, zmuszając się do przytomnego stania na nogach. Przyjrzał się szyi ukochanej, z której unosił się czarny, gęsty cień, uśmiechając się lekko.
Celty Sturluson.
Jego pierwsza, prawdziwa miłość.
Nie posiadała głowy.

Dosłownie.
_______________________________________________________________________________
Znów dziękuję za komentarze. Nawet nie wiecie jakie to miłe uczucie, gdy ktoś jednak to czyta i jeszcze wyraża swoją opinię :3
Mam nadzieję, że się nie zawiedziecie, im więcej rozdziałów będzie się pojawiać. 
Pozdrawiam wszystkich czytelników ^.^

6 komentarzy:

  1. Waaa *o* Czuję sie, jakbym... 'czytała' anime ;'D chodzi mi o, to że jeden rozdział jest jakby opowiadany przez jedną postać a następny już przez inną - świetne.
    Powinnam się przejąć losem Shinry, ale bardziej mnie ciekawi kto jest tą kobietą... Kojarzy mi się z Namie...I ta teczka...
    Powiem tak: dobrze oddajesz charaktery postaci, bardzo mi się to podoba :3 wgl całe to opowiadanie jest zajebiste i NA PEWNO mi NIE zbrzydnie ;D
    a tak btw... Jestem pierwsza xD
    Pozdrawiam~

    OdpowiedzUsuń
  2. Czwarty raz wpisuję ten komentarz. Chrome to złom.
    ...
    Nie dziękuj za pozytywne opinie - są w pełni zasłużone.
    ...
    Twój Izaya jest genialny, wręcz niesamowity. Te zagrywki psychiczne, podejście do zdobywania informacji, bezwzględność... (to Bestia gryzł spację, piszę komentarz razem z nim:) ). Wracając jednak do tematu: do wyżej wymienionego idealnie pasuje mi zasada "po trupach do celu", którą, swoją drogą, mnie samej zdarza się kierować... Ale to już zupełnie inna część tej opowieści.
    Rachunki. Rachunki, piekło na ziemi, najlepszego i najbardziej pobożnego człowieka wpędzą do grobu. Oby w przypadku Shinry nie zostało to powiedziane dosłownie. Nie obwiniam jego o zdradę sekretu Celty, tylko rachunki. I jego ojca, który zostawił mu takie drogie mieszkanie na utrzymaniu, i spółdzielnię, że tyle za nie bierze pieniędzy.
    ...
    Okej, przyznaję się, lubianych bohaterów usprawiedliwiam czym się da nawet wtedy, kiedy tak naprawdę nie usprawiedliwia ich zupełnie nic.
    Choć szalenie ciekawi mnie reakcja Celty na wieść, że ukochany sprzedał ją za dwadzieścia tysięcy jenów.
    Shinra, Shinra, cóż za diabeł z ciebie wyrośnie w takim otoczeniu...
    Na koniec jeszcze dodam, że całkowicie zgadzam się z przedmówczynią. Wspaniale się czyta twoje opowiadanie i równie wspaniale i wiarygodnie wykreowane są postaci.
    ...
    Weny:*

    OdpowiedzUsuń
  3. Przynajmniej Celty nie stwierdzić ze straciła głowę dla Shinry, no bo przecież gdyby nie to nigdy by się nie spotkali, ne? :)
    Rozdział bardzo fajny i przyjemny, chociaż Izaya pogrywa sobie z Shinra wręcz okrutnie, no ale co poradzić to w końcu Izaya. A i coś tak nie było Shizusia anie Psyche.
    A tak wgl. to na samym początku myślałam że to ta brunetka jest dziewczyną z którą umówił się Shziuś. rany jak dobrze że jednak nie, uff~! Potem tak jak Madame Black kojarzyła mi się z Namię ale pewnie się mylę.
    Czekam co będzie dalej~!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nio heej... wybacz, że tak późno no i wybacz, że krótko, ale nie mam dziś siły... 3 doby bez snu nie są dobrym rozwiązaniem.
    Fajnie, ciekawe jak się wszystko rozwinie.
    Zawsze się zastanawiałam jacy byli, kim byli i czy w ogóle byli rodzice Izayi, skoro takiego jak on spłodzili i wychowali O.o. Przez ciebie na nowo zaczęło mnie to zastanawiać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nwm, czy usunęłaś komentarz, czy się nie zapisał, ale nominowałam cię do LIebster Award ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie usunęłam. Widocznie przeglądarka chciała Ci zrobić trolla i nie zapisała ^^

      Usuń